Kamil Łaszczyk nadal jest niepokonany (16-0, 7 KO) na zawodowych ringach. Popularny "Szczurek" podczas gali w Chicago pokonał jednogłośnie (79:72, 79:72, 78:73) na punkty bardzo dobrego Nikaraguańczyka Daniela Diaza, w ośmiorundowym pojedynku w wadze piórkowej.
Wrocławski pięściarz już w pierwszej rundzie walki pokazał, że nie za darmo jest klasyfikowany w styczniowym rankingu WBO na trzecim miejscu w wadze piórkowej. Pięknym prawym prostym posadził na deski starszego od siebie o 11 lat "Generała".
Kamil przez większość walki (u dwóch sędziów wygrał 7 z 8 rund) boksował bardzo dobrze zadając ciosy w różnych płaszczyznach i na różne partie ciała rywala. Tylko raz, w czwartej rundzie, dał się zaskoczyć, gdy po swojej akcji, zamiast podnieść gardę, opuścił ręce, ale szybko się opanował i pod koniec tego starcia odpowiedział kilkoma soczystymi uderzeniami.
Walka Łaszczyka na wszystkich zrobiła bardzo dobre wrażenie i na pewno już niedługo znów zawalczy w USA. Całkiem prawdopodobne, że nawet w eliminatorze do walki o tytuł WBO, który aktualnie dzierży Orlando Salido.
Kamilowi gratulował sam Mike Tyson, którego firma była jednym z organizatorów gali. "Żelazny Mike" w przeddzień pojedynku odwiedził zresztą ćwiczących zawodników. Kamil mógł sobie zrobić zdjęcia i porozmawiać ze swoim pięściarskim idolem.
Swoją wygraną Łaszczyk podtrzymał też dobrą passę trenera Piotra Wilczewskiego, który sekundował mu w Chicago. Tydzień wcześniej "Wilk" prowadził powracającego na ring po porażce z Grigorijem Drozdem innego wrocławskiego pięściarza Mateusza Masternaka.
Najważniejsze jednak jest to, że Łaszczyk przekonał ekspertów, także w USA, że robi stałe postępy i bez obaw można go zapraszać na największe gale.
Andrzej Lewandowski/mic