Celny rzut Pawła Kikowskiego na niespełna 4 sekundy przed końcem meczu zapewnił Śląskowi zwycięstwo nad Stabillem Jezioro Tarnobrzeg 90:89. W dogrywce strzelcowi Śląska nie puściły nerwy, ograł swojego obrońcę i umieścił piłkę w koszu.
– Łut szczęścia zadecydował o tym, że przegraliśmy, ale taka jest koszykówka. Gdybyśmy jednym punktem wygrali, to mówiłby to pewnie trener Śląska Jerzy Chudeusz – powiedział po spotkaniu szkoleniowiec tarnobrzeżan Dariusz Szczubiał.
Wrocławianie mogli wygrać już w regulaminowym czasie gry. Na niespełna 6 sekund przed końcem spotkania na linii rzutów wolnych stanął Robert Skibniewski. W tym momencie Śląsk przegrywał 77:78. Rozgrywający Śląska wykorzystał jednak tylko jeden rzut wolny i zaprzepaścił ogromną szansę na zostanie bohaterem spotkania.
Pomimo wygranej tego meczu wrocławianie nie mogą zaliczyć do udanych. Gospodarze sprawiali wrażenie kompletnie zagubionych. Nie było zaciętości, które charakteryzowały zespół w starciach z Treflem Sopot, AZS Koszalin czy PGE Turowem Zgorzelec.
Śląsk przede wszystkim miał ogromne problemy ze stratami, ale także z dobrą obroną i zastawianiem tablicy. Reggie Hamilton kilkukrotnie z łatwością zdobywał punkty z dystansu, a gdy inni obwodowi zespołu gości nie byli w stanie umieścić piłki w koszach, ratowali ich rewelacyjnie zbierający wysocy zawodnicy.
Ciężar gry w ataku na swoje barki próbował brać Dominique Johnson. Amerykanin w samej trzeciej kwarcie był bardzo aktywny, często starał się mijać swojego obrońcę i zdobywać punkty spod samego kosza. Niestety dla Śląska Johnson pudłował tak samo często, jak trafiał.
SR/mic
Śląsk Wrocław – Stabill Jezioro Tarnobrzeg 90:89 (16:17, 21:22, 24:20, 17:19, d. 12:11).
Śląsk: Johnson 22, Skibniewski 9, Sulima 7, Hyży 6, Mroczek-Truskowski 4, Parzeński 0, Gabiński 9, Kikowski 21, Miller 12.
Stabill: Fitzgerald 12, Krajniewski 10, Doaks 10, Allen 14, Hamilton 25, Pandura 0, Łukasiak 9, Goffney 9.
