Zdjęcia Piotra Zająca z Wrocławia można podziwiać na Instagramie i Facebooku („Wrocław Filmowy”) oraz w galerii naszych zdjęć.
- To, co robię, sprawia mi wielką frajdę. Bo to nie tylko fotografowanie, które uwielbiam, ale też… taka trochę detektywistyczna robota: trzeba szukać miejsc, gdzie były kręcone filmy, odkrywać ustawienie kamer, odnajdywać kadry i składać wszystko w jedną całość – opowiada pan Piotr.
Skąd pomysł na połączenie filmowych kadrów ze zdjęciami Wrocławia?
- Od zawsze interesowało mnie to, jak się kręci filmy. Od dzieciństwa – wtedy to dostałem książkę o kulisach kręcenia „Pana Kleksa”. I tak mi zostało. Gdy jakiś film mnie zainteresuje, to od razu szukam: gdzie go kręcili, czytam o kulisach jego powstania – opowiada fotograf z Wrocławia i dodaje o sobie: - Jestem profesjonalnym fotografem, ale nie zawodowym. To hobby. Zawodowo jestem konstruktorem części lotniczych w Collins Aerospace we Wroclawiu. Ale od lat współpracuję z polskimi i zagranicznymi agencjami fotograficznymi. Robię nie tylko zdjęcia filmowe. Też sportowe. W tym roku udało mi się pojechać na Formułę 1 i tam robić zdjęcia.
W świecie filmu najbardziej pochłonęła go seria filmów o Jamesie Bodzie. – Od wielu lat zgłębiam tajniki filmów o agencie 007: jeżdżę śladami Bonda, fotografuję miejsca, gdzie były kręcone kolejne filmy o Agencie Jej Królewskiej Mości.

Wszystko przez koronawirusa. A może dzięki koronawirusowi?
Gdy przyszła pandemia koronawirusa, nie mógł jeździć śladami Bonda.
I tak powstał projekt „Wrocław Filmowy”.
Pomysł na łączenie kadrów filmowych ze zdjęciami, jak dane miejsce wygląda w rzeczywistości, obecnie, podpatrzył u innych użytkowników social mediów na świecie. Takie rzeczy np. robiła dziewczyna, instagramerka, z Hamburga, która kadry z filmów o Bondzie fotografuje na tle różnych lokacji.
Jeśli chodzi o filmy kręcone we Wrocławiu, to Piotr Zając miał, ma i będzie miał pole do popisu.
Wrocław to bardzo filmowe miasto
- Bo przecież Wrocław jest filmowym miastem. Wiele filmów i seriali powstało u nas – i to nie tylko polskich, ale i zagranicznych – mówi fotograf i dodaje: - Na miejscu było mi łatwiej, zwłaszcza że jako fotoreporter byłem zapraszany na plany zdjęciowe różnych filmów kręconych we Wrocławiu.
Zaczął od Belfra, czyli serialu „Belfer” z Macieje Stuhrem w roli głównej.
- Drugi sezon tego serialu w 95 procentach był kręcony we Wrocławiu. Oglądałem go i mówiłem sobie – to miejsce znam, tu byłem, tu byłem… - wspomina Zając.

Miał akurat ten serial na DVD, w domu, i zaczął sobie robić screeny z ekranu i tworzyć zdjęcia cyfrowe. Potem robił odbitki i z nimi próbował odtworzyć filmową scenę: jak najdokładniej, żeby udało się pokryć, połączyć – kadr filmowy ze współczesnym wyglądem danego miejsca.
Takie połączenie, to nie jest taka prosta sprawa
Bo nie jest problemem znaleźć lokalizację i miejsce, w którym stał operator, ale zrobić odpowiednie zdjęcie, i to pod odpowiednim kątem, trzymając zdjęcie w jednej ręce a aparat w drugiej – nie zawsze to jest proste, a niekiedy to się nie udaje…
- Bo trzeba zmieścić na zdjęciu i kadr z filmu, i szerszy plan, i czasami się okazuje, że nie można tego zrealizować – tłumaczy Zając. – Niekiedy zdjęcie nie wychodzi ostre, bo ręka drży, tło się rozmywa a dopiero widzę to na komputerze w domu i muszę wracać, żeby znów robić to samo ujęcie – dodaje.

Pomaga Google Maps i... spacerowanie latami po mieście!
A odnalezienie lokalizacji, gdzie kręcono dokładnie tę konkretną scenę, ujęcie, to dla wrocławskiego fotoreportera problem?
Pomaga internet – ludzie w sieci informują o tym, gdzie we Wrocławiu byli filmowcy, wrzucają zdjęcia, gdzie dany film był kręcony, kiedy…
- Poza tym jestem rodowitym wrocławianinem i wiele miejsc kojarzę ze… spacerów. Przez ponad 40 lat sporo ulic w mieście pozwiedzałem – uśmiecha się Zając. - No i pomaga mi Google Maps.
Na jego profilu można zobaczyć „zdjęcia łączone” z np. serialu Wielka woda, Belfer, Bodo, Most szpiegów, Komisja morderstw… Ale też ze starszych filmów jak Stawka większa niż życie…