Jerzy Musiał niemal całe życie lata. Dokładnie 11 lipca 2023 r. przypada 70. rocznica pierwszego lotu, który rozpoczął jego życiową przygodę w chmurach. Z okazji jubileuszu otrzymał od prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka specjalne odznaczenie.
Stworzył „gang latających Musiałów”
Rodzina pana Jerzego też zaraziła się jego pasją i idzie z prądem powietrza. Latają synowie, wnuki, a prawnuki już o tym marzą. Jak zaczęła się ta przygoda? Oczywiście we Wrocławiu. Pan Jerzy przyjechał tu w latach 50. ubiegłego wieku, żeby studiować na Politechnice Wrocławskiej. W tym samym czasie związał się z Aeroklubem Wrocławskim, którego członkiem jest do dzisiaj.
- Obecnie jako Członek Honorowy Aeroklubu Wrocławskiego. Do dzisiaj jest aktywnym działaczem środowiska wrocławskich lotników pełniąc zaszczytną funkcję Prezesa Wrocławskiego Klubu Seniorów Lotnictwa - mówi Jacek Musiał, syn lotnika.
Pan Jerzy, mimo ukończonych 86 lat, nadal posiada aktywne licencje pilota samolotowego i szybowcowego. Nadal realizuje się też jako instruktor praktycznego i teoretycznego szkolenia lotniczego.
Latał drewnianym szybowcem, opryskiwał uprawy w Afryce, wszystko dla frajdy
Szybowce, którymi latał kiedyś, to teraz zabytki w muzeum. Czasem je odwiedza w różnych częściach Polski i robi sobie z nimi zdjęcia. Spogląda na nie z sentymentem, bo teraz lata się zupełnie inaczej.
- Całą diamentową odznakę szybowcową zrobiłem na szybowcach typu Mucha, a przelot 500 kilometrów i przewyższenie 5 tysięcy zrobiłem na Musze Standard - opowiadał Jerzy Musiał. - One nie miały zbyt wielu urządzeń pomiarowych. Teraz latam na wszystkich wyczynowych polskich szybowcach i kilku zagranicznych, ale ta starsze dają mi i tak więcej frajdy - dodał.
Pan Jerzy przyznaje, że frajda z latania od zawsze była tym, co go napędzało. Startował w zawodach i wielokrotnie reprezentował barwy Wrocławia. Latał też w Afryce, bo czerpał z tego satysfakcję, a loty były potrzebne.
- Trzeba w locie złapać prąd pod świeżą chmurą. Myśmy wykręcali się jeszcze w chmurach, ale było kilka wypadków i w tej chwili na zawodach nie wolno tego robić - opowiadał pan Jerzy. - Mnie się udało latać również zawodowo. Gasiłem pożary lasów, nawoziłem pola i tutaj, i w Afryce, ale zawsze to najpierw była dla mnie frajda. Dobrze, że lot służył, a ja przy tym byłem bardzo zadowolony. A teraz patrzę, jak moi synowie i wnuki latają - dodał.