Najważniejsze informacje (kliknij, aby przejść)
Kiedy pytam, które zwierzęta są jej najbardziej bliskie, odpowiada: koty - bo są piękne i charakterne oraz wilki - bo kochają wolność i rodzinę.
- Kocham te zwierzęta nad życie, chociaż obserwuję je przecież przez szybę na wybiegu. Zżyłam się z nimi. Widziałam, jak przychodziły na świat, jak umierały, jak wychowywały dzieci. Są dla mnie jak druga rodzina - przyznaje fotografka, która dziś potrafi przesiedzieć przed szybą wybiegu w zoo wiele godzin, żeby zobaczyć wymarzonego tygrysa czy rysia. Albo tylko koniec jego ogona. Bo tak też się zdarza.
„I wtedy zwariowałam...”
Na zdjęciach widać tę jej wielką miłość do zwierząt. Wszystko zaczęło się niecałe pięć lat temu. Wcześniej robiła zdjęcia komórką, na spacerach z psem. - Wracałam akurat od lekarza z Kubą (pani Katarzyna ma jeszcze drugiego, dorosłego już syna Kacpra - red.). Zaczęliśmy robić zdjęcia motylom na łące, potem robaczkom. Było super. Aż w końcu któregoś dnia wybraliśmy się do wrocławskiego zoo. Kuba był zachwycony, ja początkowo miałam mieszane uczucia, bo jednak wolałabym zobaczyć te zwierzęta na wolności – opowiada Katarzyna Kulios. I dodaje, że z czasem doceniła misję edukacyjną zoo, pracę opiekunów zwierząt i walkę o ochronę zagrożonych gatunków.

Z Kubą zaczęli być częstymi gośćmi wrocławskiego ogrodu. Pani Katarzyna początkowo fotografowała zwierzęta telefonem. W pewnym momencie kolega zauważył, że złapała zajawkę. Pożyczył jej swój aparat. - I wtedy zwariowałam – śmieje się fotografka. – Stwierdziłam, że też muszę taki mieć.
Przyjaciele pożyczyli jej pieniądze na używany sprzęt. Kupiła własny aparat. Zaczęła się uczyć fotografii. – Byłam uparta, wszystko robiłam na czuja. Metodą prób i błędów. Do tej pory robię zdjęcia na manualnych ustawieniach. I cały czas się uczę, szczególnie obróbki zdjęć, która też jest bardzo ważna – mówi.
Matka chrzestna tygrysicy, czyli naszego Słońca
Dziś większość zwierząt we wrocławskim zoo zna z imienia, wie, kim byli ich rodzice, pamięta, kiedy obchodzą urodziny i jakie mają zwyczaje. „Zwierzęta uzdrawiają duszę - napisała na Facebooku po śmierci Maksa, wilka z wrocławskiego zoo. - I widziałam to za każdym razem, kiedy mój syn witał go z najczystszą radością, jaką można sobie tylko wyobrazić. I choćby nad moją głową wisiały czarne chmury, a w środku szalał tajfun, to wszystko znikało jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki".
W 2020 r. wielką sensacją we wrocławskim zoo były narodziny tygrysicy sumatrzańskiej. Ogród zorganizował konkurs na jej imię. Spośród przeszło tysiąca zgłoszeń internauci wybrali propozycję Katarzyny Kulios – Surya, czyli po indonezyjsku Słońce.
Trzymamy kciuki za Suryę i Pana Tygrysa
W kotach zakochała się kilka lat temu. Pewnego razu przechodziła w zoo koło wybiegu tygrysów sumatrzańskich. - Nuri, matka Suryi, spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi, niezwykłymi oczami. Przepadłam zupełnie – wspomina fotografka. – Okazało się, że tygrysy to niezwykle charakterne zwierzęta. Bardzo rodzinne. Jak nasza Surya była malutka, często wtulała się w matkę, głaskały się, to było wzruszające – dodaje pani Katarzyna.
W ubiegłym roku 2,5-letnia Surya wyjechała do ogrodu zoologicznego w Cottbus, gdzie - jeśli wszystko pójdzie dobrze - znajdzie partnera i zostanie mamą. Katarzyna Kulios pojechała do niej w odwiedziny.
„Tak! Do naszej dziewczyny, przyjechał narzeczony! Kiedy więc kolejny raz stanęła przed okienkiem, postanowiłam pójść do pawilonu z nadzieją, że choć stamtąd uda się zrobić jej jakiekolwiek zdjęcie, i wchodząc do środka, zamarłam! W środku, przechadzał się On! Przepiękny, dostojny i dojrzały, z przecudownym pyszczkiem, Pan Tygrys! Muszę Wam powiedzieć, że kolana miałam miękkie, a serce waliło mi jak oszalałe!” - tak pani Katarzyna relacjonowała na Facebooku wizytę u swojej chrześniaczki.
„Kochani, żyjemy tylko tu i teraz...”
Dopiero mniej więcej od roku zaczęła doceniać własne zdjęcia. - Robię postępy - przyznaje skromnie. I dodaje, że chciałaby fotografować zwierzęta w ruchu, ale na razie sprzęt ją ogranicza. Kiedy pytam, jaki kadr/zdjęcie jej się marzy, odpowiada bez namysłu: ryś iberyjski.
- Jest piękny, bardzo chciałabym go kiedyś zobaczyć, chociaż to na razie nierealne. Bo po pierwsze mieszka daleko - w Portugalii, a taki wyjazd z dzieckiem z niepełnosprawnością to dla mnie naprawdę wielka wyprawa i wyzwanie. A po drugie na razie nie mam funduszy - mówi.

Warto jednak marzyć. Pod koniec ubiegłego roku pani Katarzyna zamieściła na swoim Facebooku wzruszający, ważny dla wielu osób wpis.
Dzięki temu udało jej się z synem odwiedzić kilka ogrodów zoologicznych. W dodatku pojechali pociągiem. Pani Katarzyna odważyła się do tego stopnia, że Poznań i Kraków zaliczyli sami. „Kochani, żyjemy tylko tu i teraz, i wierzcie mi, da się!” - napisała fotografka.